Minął kolejny miesiąc. Aż ciężko w to uwierzyć, czas tak szybko pędzi. Ani się obejrzymy, a już będą święta... A te kojarzą mi się z tak niezwykle rozpoznawalnymi wypiekami. Takimi, które przygotowujemy tylko w tym wyjątkowym czasie, a nawet jeżeli przemycimy je na jakąś inną okazję, to i tak zawsze będą nam się kojarzyć ze świętami.
Ale dziś nie o tym miała być mowa :)
Murzynek. Ten nie kojarzy mi się z Bożym Narodzeniem, za to z zimą - jak najbardziej. Polecam go do towarzystwa ze szklanką mleka. Taki zestaw pomoże nam przetrwać chłodny wieczór w dobrym humorze, który zapewni nam spora dawka czekolady :)
A tak przy okazji - pamiętacie popularny wierszyk Bambo Tuwima? Podczas jego częstej lektury udało mi się w drugiej klasie szkoły podstawowej nauczyć się wymawiać "r", dlatego darzę go sporym sentymentem. Ostatnio jeden z moich wykładowców próbował nam wmówić, że ten niepozorny wierszyk jest idealnym przykładem na szerzenie w dorastającym społeczeństwie rasizmu. Nie zgadzam się z taką interpretacją - ja jako dziecko tytułowego "murzynka" odbierałam bardzo pozytywnie. Poza tym dziś nie jestem rasistką, a przecież wierszyk czytałam niemalże codziennie.
Weźmy też pod uwagę ostatnią strofę: "Szkoda, że Bambo czarny, wesoły / nie chodzi razem z nami do szkoły", która bezdyskusyjnie przemawia na korzyść naszego małego przyjaciela.
Weźmy też pod uwagę ostatnią strofę: "Szkoda, że Bambo czarny, wesoły / nie chodzi razem z nami do szkoły", która bezdyskusyjnie przemawia na korzyść naszego małego przyjaciela.
Murzynek to takie jakby brownie, ale zupełnie nie-brownie. Nie jest ciężki i mokry jak brownie, ale całkiem podobny w smaku. Ciężko mi dokładnie to opisać. Po prostu musicie go wypróbować, a przygotowanie murzynka jest bardzo proste.
Potrzeba nam:
1 tabliczki czekolady gorzkiej
4 łyżek zimnej wody
3 dużych jaj (oddzielnie żółtka i białka)
półtorej szklanki cukru
półtorej szklanki mąki
1 opakowania proszku do pieczenia
250 gramów masła
garści posiekanych orzechów włoskich
oraz 1 tabliczki czekolady mlecznej na polewę
Masło, wodę, cukier i czekoladę roztapiamy w garnku na niewielkim ogniu, co jakiś czas mieszając. Gdy wszystko się ładnie połączy, odstawiamy do wystygnięcia.
Białka ubijamy na sztywną pianę.
Gdy masa ostygnie, dodajemy do niej kolejno: mąkę z proszkiem do pieczenia, żółtka, orzechy, a na końcu pianę z białek, którą staramy się wmieszać do masy jak najdelikatniej.
Przelewamy ciasto do tortownicy* i pieczemy ok. 40 minut w temperaturze 200 stopni.
Gdy upieczone ciasto ostygnie, pokrywamy je polewą czekoladową (czekoladę mleczną roztapiamy na parze: w metalowej misce, ułożonej na garnku z wrzącą wodą).
* to ważne, aby użyć tortownicy 20 cm. Ja piekłam mojego murzynka w 25-centymetrowej i niestety okazała się o wiele za duża - ciasto wyszło płaskie, mimo że dobrze się upiekło, co widać na załączonym poniżej zdjęciu ;)
Wierszyk ten recytowałam w dzieciństwie na pamięć :D Ciasto też leży wśród ulubionych.
OdpowiedzUsuńpięknie sie prezentuje ;]
OdpowiedzUsuńMoże zrobię na święta:)
OdpowiedzUsuńzaraz. zaraz nie umiałaś wymawiać "r"?
Ptasi, nauczyłam się wymawiać dopiero w 2 klasie podstawówki ;)
OdpowiedzUsuńja zdecydowanie wolę murzynka niż brownie. Lekkie i puszyste ciasta wygrywają u mnie z tymi ciężkimi.
OdpowiedzUsuńzwykle nie przepadam za murzynkami, ale tym narobiłaś mi wielkiej ochoty :D
OdpowiedzUsuń