Czasami brak mi motywacji, ale tak naprawdę wszystko sprowadza się do słów. I to chyba właśnie dlatego wybrałam edytorstwo i redakcję tekstu - kontroluję czyjeś słowa, nie siląc się o własne.
Jak można wywnioskować z mojej dłuższej przerwy na blogu, ostatnio ze słowami u mnie krucho. Z wypiekami - analogicznie. Za to lista rzeczy "do" rozrasta się ekstremalnie - przepisy piętrzą się w szafie, wydrukowane i oczekujące na swoją kolej, na swoje "wy" (próbowanie). Do kolekcji dochodzą te w zakładkach przeglądarki internetowej.
Chciałabym znów ruszyć do przodu, próbować, udoskonalać, przekonywać się lub nie, wyrzucać do kosza, chwalić się znajomym i częstować ich, ale to wbrew pozorom nie jest takie proste. Bo tyle innych rzeczy na głowie, bo "po co?", "dlaczego?", bo "czy to ma sens?" pośród tylu wspaniałych blogerów...
Spróbuję, ale nic nie obiecuję.
A ten post po to, by postawić na nowo ten pierwszy krok. To taki mój rozrusznik...