Minął już cały miesiąc od mojego ostatniego wpisu. Niestety - studia na filologii polskiej są bardzo absorbujące. Ale nie myślcie sobie, że zupełnie zaniechałam w tym czasie pieczenia! Nie byłabym sobą, gdybym choć raz w tygodniu czegoś nie upiekła.
Dzisiaj postanowiłam zaprezentować upieczony przeze mnie parę dni temu żytni chlebek na zakwasie. Zakwas również powstał z mąki żytniej, razowej. Pozwólcie, że o zakwasie napiszę jednak następnym razem.
Długo się zbierałam, aby zrobić własny zakwas, a potem upiec na nim chleb. Prawdę mówiąc, trochę się tego bałam. Jakiś czas temu Zuza podrzuciła mi książkę Sarah-Kate Lynch Nie samym chlebem i dopiero ona zmotywowała mnie do działania i pozwoliła uwierzyć, że z odrobiną cierpliwości zakwas, a potem chleb, da się zrobić i niewątpliwie jest wart całego włożonego weń wysiłku.
Polecam tę pozycję, bo mówi o pieczeniu chleba w bardzo ciekawy sposób, jako o swego rodzaju rytuale, nadającym życiu bohaterki prawdziwy sens.
Ktoś mógłby się zdziwić, że to tylko zwykły chleb. Sama się dziwię - dlaczego upieczenie go sprawiło mi taką radość?
Przepis na ten chleb zaczerpnęłam z Pracowni Wypieków, sięgnęłam tam również po przepis na zakwas.
Tym, co go wyróżnia, jest specyficzny, kwaskowaty posmak oraz wilgotny miąższ. Nie każdemu ten smak przypadnie do gustu. Ja lubię takie odmiany chleba.
Chleb żytni na zakwasie
Na początku należy zrobić zaczyn. Do jego przygotowania potrzeba nam:
1 łyżki dokarmionego 12 godzin wcześniej zakwasu żytniego z mąki razowej (o nim będzie w następnym wpisie)
150 ml wody (o temperaturze pokojowej)
150 gramów mąki żytniej (typ 720)
Zaczyn odstawiamy w ciepłe miejsce na 12 - 18 godzin.
Po tym czasie działamy dalej - do zaczynu dodajemy:
380 gramów mąki żytniej (typ 720)
1 i pół łyżeczki soli
200 ml wody (o temperaturze pokojowej)
ewentualnie, jeśli obawiamy się, że zakwas nie jest wystarczająco silny - pół łyżeczki drożdży instant
Wszystkie składniki mieszamy (ja użyłam łyżki, jednak polecam mikser, bo ciasto jest dość klejące - z zaznaczeniem, że nie należy miksować zbyt długo). Ciasto wkładamy do keksówki wysmarowanej olejem/oliwą i podsypanej otrębami (dzięki temu chleb po upieczeniu łatwo wyciągnąć, bo ciasto nie przywiera do formy). Przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrastania. Liska z Pracowni Wypieków mówi tu o maksymalnie 6 godzinach na podwojenie objętości ciasta. Ja odłożyłam je do wyrośnięcia na całą noc, ponieważ moje kaloryfery grzały jeszcze dość słabo, przez co ciasto potrzebowało więcej czasu.
Wyrośnięte ciasto wkładamy do zimnego piekarnika. Nastawiamy go na 230 stopni i tak pieczemy przez 30 minut. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 210 stopni i pieczemy kolejne 30 minut...
... a w całym domu pachnie nam świeżym chlebem....
Piękny! Kto zrobi mi zakwas, bo ja się ciąge boję:(
OdpowiedzUsuńI dobrze,że zaczęłaś piec, bo zakwas nie jest straszny, trzeba go tylko z miłością traktować:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)
P.S. Swego czasu tez zdawałam na filologię polską. Zabrakło mi wtedy 1 pkt. Nie myślałam wtedy, że to koniec świata, napisałam odwołanie. W odpowiedzi przeczytałam, że nie mam miejsc... I wtedy to był koniec świata... Koniec końców wszystko potoczyło się inaczej, bo... tak miało być:)
Pięknie Ci wyszedł :)
OdpowiedzUsuńA ja jestem na diecie!
OdpowiedzUsuńOglądanie Twoich pyszności będzie dla mnie motywacją:D