Wiem, wiem... staję się monotematyczna, ale nic nie poradzę na to, że... kocham muffiny! (to tak à propos dzisiejszego święta zakochanych).
A no właśnie - Walentynki. Coraz częściej spotykam się z twierdzeniem, że Walentynki są ZŁE! Bo to święto zapożyczone z Zachodu, bo przesłodzone, bo ociekające kiczem, bo okazywać miłość powinniśmy przez cały rok... itp. itd. W porządku, zgadzam się z tym wszystkim. Walentynki są z Zachodu, są przesłodzone, ociekające kiczem, i tak - miłość powinniśmy okazywać swojej połówce przez cały czas, nie tylko dziś. Ale, jak fantastycznie ujęła to asjami na blogu "W związku ze związkiem" (polecam lekturę walentynkowego wpisu, tutaj: klik), "(...) Walentynki powinniśmy mieć każdego dnia w roku!" (...) Każdego, tylko nie 14 lutego?".
Bo, przyznajcie sami, to wygląda tak, jakby 14 luty był "dniem-widmo"! A może ja o czymś nie wiem?!?!
A wracając do muffinów...
Z okazji zeszłorocznych już świąt Bożego Narodzenia sprezentowano mi książkę Nigelli Lawson Kuchnia. Przepisy z serca domu. Pierwszą czynnością, jaką wykonałam zaraz po jej otrzymaniu, było ekspresowe przekartkowanie, celem znalezienia przepisów na słodkości. Gdy otworzyłam stronę z muffinami czekoladowo-bananowymi, po prostu przepadłam. I obiecałam sobie je wypróbować.
Wrażenia? Jak zwykle nie zawiodłam się. Nie tylko na Nigelli, ale na muffinach także. Babeczki są naprawdę pyszne - mocno kakaowe, wilgotne, a zarazem puszyste. Smak bananów jest wyraźnie wyczuwalny, ale nie dominuje. Od siebie dodałam do ciasta posiekaną czekoladę i 1/3 szklanki mleka (bo masa wydawała mi się jednak zbyt gęsta).
Muffiny czekoladowo-bananowe Nigelli Lawson
3 bardzo dojrzałe banany
125 ml oleju roślinnego
2 jajka
100 gramów cukru trzcinowego
225 gramów mąki pszennej
3 łyżki kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej
Od siebie: 1/3 szklanki mleka i pół tabliczki czekolady.
Mąkę przesiałam razem z kakao do miski, dodałam sodę oczyszczoną i wymieszałam. Banany rozgniotłam widelcem, a następnie, miksując, dodałam kolejno: olej, jajka, cukier i 1/3 szklanki mleka. Już dalej nie miksując, dodałam mąkę z kakao i sodą. Wymieszałam wszystko łyżką, na koniec dodałam jeszcze posiekaną czekoladę. Masę przelałam do 12 papilotek (oczywiście włożonych wcześniej do formy na muffiny). Piekłam 20 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.
A zdjęcia, jak zwykle, wykonał dla mnie mój "połówek" Adam. Z okazji Walentynek wykonał nawet serduszka w tle (ktoś może stwierdzi, że to przesłodzone i ociekające kiczem... ale mnie się podobają!).
Kocham Cię, niezmiennie od samego początku :*